niedziela, grudnia 30, 2018

Co myślę o zestawie kosmetyków Gucci Bloom?

Gucci to marka luksusowa w jej asortymencie, można znaleźć ubrania, akcesoria, kosmetyki dosłownie prawie wszystko. Od pewnego czasu można zauważyć większe zainteresowanie tą marką w Polsce, wpływ na to mają oczywiście Social Media. Z tego, co zauważyłam, to najczęściej kupowanymi rzeczami tej marki są akcesoria. Torebki i paski cieszą się dość dużą popularnością. Perfumy, jak i kosmetyki już nie są tak modne, a przynajmniej na pewno wybierają je nieco inne osoby, którym nie zależy na emanowaniu markami w stylizacjach. O ile dodatki Gucci w większości są w klasycznych kolorach i wzorach, podobającym się praktycznie każdemu, tak z perfumami tej marki jest nieco inaczej.


Wody toaletowe, perfumowane dla kobiet, jak i mężczyzn Gucci pachną specyficznie. Perfumy dla mężczyzn charakteryzuj się często skórzanym lub drzewnym zapachem blisko, ale też daleko im do perfum marki Hermès tak lubianych przez wiele osób. Damskie natomiast posiadaj w moim odczuciu bardzo pudrowy zapach. Jeśli lubicie perfumy Lancôme, La vie est belle L’Éclat lub Dior Joy to te perfumy będą dla Was odpowiednie. Jedynym wyjątkiem wśród nich według mnie są perfumy Gucci bamboo, które bardzo rzadko pojawiają się w perfumeriach (polecam sprawdzać regały z produktami przecenionymi, oznaczonymi czerwonymi cenami w Douglas, jeśli są dostępne, to właśnie tam można je znaleźć).


Wszystkie perfumy są zmienne i te są takie, większość wód toaletowych czy też perfumowanych posiada linię uzupełniającą i Gucci ją wprowadził. Ja stałam się posiadaczką małego zestawu dwóch kosmetyków tej marki z linii bloom (myślę, że wiele osób mogło go też otrzymać gratis pewien czas temu przy większych zakupach w perfumerii Douglas). Bardzo długo czekały na użycie te kosmetyki w mojej kosmetyczce, ale w końcu doczekały się otwarcia. Nie zdziwi Was pewnie to, że zużyłam wcześniej żel, który posiadał przezroczystą konsystencję, bo zawsze tak jest, że te produkty szybciej się kończą. Mleczko dalej posiadam, charakteryzuje się ono bardzo lekką konsystencją, szybko się wchłania, nawilża, ale nie jest to niesamowite działanie, którym można się zachwycać.


Nie uznaję tego za wadę, bo akurat to mleczko ma za zadanie głównie przedłużyć trwałość perfum, a nie ją pielęgnować w jakiś szczególny sposób. Zdarza się często tak, że narzekamy na produkty uzupełniające. Nawet stwierdzamy, że ich zakup był złym pomysłem, bo te produkty mają nieco inny zapach niż nasze perfumy, powody tego mogą być różne. Słabe odwzorowanie, użycie innych składników może być wiele powodów. Zresztą nawet woda toaletowa różni się od perfumowanej, ma zawsze nieco inny zapach, a to wszystko przez wyższe stężenie alkoholu (w wodzie toaletowej znajduję się go więcej).


Zastaw produktów z serii bloom natomiast mocno przypomina swoim zapachem wodę perfumowana z tej serii. Na początku jest intensywny, a potem łagodnieje i też my z czasem się do niego się przyzwyczajamy jak do wielu innych zapachów. Muszę przyznać, że zapach tych produktów nie należy do tych, lubianych przeze mnie wiem jednak, że się podoba innym. Gdybym miała zaryzykować i zakupić perfumy Gucci to myślę, że w ostateczności wybrałabym Acqua di Fiori, których zapach mi osobiście kojarzy się z roślinami, które szybko tworzą masę zieleni, czyli ozdobnymi pnączami mogącymi występować w moim wymarzonym ogrodzie.


Koniec jednak już o perfumach, bo wpis miał dotyczyć zestawu kosmetyków bloom. Mam nadzieję, że moja opinia na jego temat Wam się przyda! Postanowiłam napisać Wam o nim, bo wydał mi się dość ciekawy i myślę, że nawet posiadanie pełnowymiarowych kosmetyków z tej serii nie zmieniłoby mojego zdania na temat tych produktów, bo jednak są do ciała, a nie twarzy. Koniecznie dajcie znać czy używaliście już perfum, czy też kosmetyków marki Gucci! Napiszcie, co o nich sądzicie!

sobota, grudnia 22, 2018

Jak zapakować prezenty w szary papier?

Prezenty mogą być różne, mniejsze, większe, w różnych formach, bo może być to nawet karta upominkowa. Każdy jednak jest szczególny i każdy wręczamy przeważnie z jakiejś okazji. Zdarza się często, że niektórzy dają prezenty np. nie w dniu imienin tylko przed lub po nich co dla mnie traci już swój urok, ale wiem, że czasem nie ma innej możliwości, więc też jest to zrozumiałe. Ja osobiście zawsze lubiłam kupować prezenty, bo lubię zaskakiwać ludzi - dla mnie to coś wspaniałego. Sama też byłam kilka razy zaskoczona prezentem i też wiem, jakie to uczucie dlatego też sama od zawsze chciałam być osobą, która właśnie taki ogrom emocji wywoła u kogoś. Upominki wcale nie muszą być wielkie, o czym już wspomniałam na początku wpisu, bo mogą być mniejsze i tym samym cudowne. Ludzie często mają problem z wyborem prezentów dla bliskich i ja je miałam w tym roku przed Mikołajkami, bo o ile wiedziałam co kupić dwóm osobą, tak jednej nie, ale udało mi się wybrnąć z tej sytuacji. Jakiekolwiek prezenty od lat pakowałam w torebki prezentowe, zawsze jednak podobały mi się prezenty pakowane w papier, dlatego w tym roku właśnie w ten sposób spakowałam prezenty świąteczne.


Powiem Wam, że niesamowicie mi się to podobało. Nie było to jednak łatwym zadaniem. Bardzo trudno było mi zapakować jeden większy prezent. Nie był on w kształcie kwadratu, ale koniec w końcu udało mi się go ładnie spakować. Upominki po spakowaniu w szary papier w mojej ocenie prezentowały się świetnie. Dwa prezenty przewiązałam złotą wstążką, jeden przyozdobiłam kokardką w tym samym kolorze. Postawiłam na prostotę. Każdy prezent należy podpisać, do tego potrzebne są etykiety, ja ich nie nabyłam, wtedy gdy kupowałam papier i wstążkę, dlatego też musiałam je zamówić. Powiem Wam, że znalezienie etykiet w jednolitym kolorze okazało się dość trudnym zadaniem, ale się udało. Nawet nie wiecie, jak się ucieszyłam, że dotarły one do mnie na czas, bo gdyby tak się nie stało, to prezenty Mikołajkowe musiałabym wręczyć dopiero 24 grudnia. Nie chciałam podpisywać prezentów odręcznie, dlatego też na etykiety nakleiłam karteczki z wydrukowanymi imionami swoich bliskich. Papier do pakowania prezentów w takim kolorze jak mój możecie znaleźć w E.Leclerc, jak i Pepco.


Złotą wstążkę również w tych sklepach. Jednolite etykiety prezentowe natomiast dostępne są wyłącznie w empiku (ja je kupiłam online, ale wiem, że stacjonarnie również są jednak dostępne). Jeśli chcecie postawić na oryginalność to do pakowania prezentów, zamiast ozdobnego papieru możecie użyć jakiejś tapety w fantazyjne wzory dostępnej na tapeciarz.pl  - przecież nic nie stoi na przeszkodzie, aby odstąpić od reguły pakowania prezentów w ozdobny papier! Moim zdaniem prezent zapakowany w tapetę ścienną na pewno będzie się wyróżniał i wyglądał znakomicie pod choinką! Sądzę, że pakowanie większego prezentu w tapetę ścienną z uwagi na jej wymiary (52 cm x 10 m) przebiegłoby też łatwiej i bez zdenerwowania, bo nie musielibyśmy się przez cały czas martwić podczas wykonywania prób pakowania o to, czy nam potem starczy papieru ozdobnego do finalnego spakowania wielogabarytowego prezentu. Jedna rolka tapety może kosztować już 15 zł więc tyle, co średnia lub duża (w zależności od rodzaju) kawa w Costa Coffee. Wiem, że ten napój jest idealny na popołudniową chwilę przyjemności, niemniej jednak uważam, że raz można z niego zrezygnować bezproblemu po to, by móc cieszyć się pięknie zapakowanymi prezentami świątecznymi! Koniecznie dajcie znać, jak Wy pakujecie prezenty, jak zapakowaliście już te pod choinkę bądź jak planujecie je spakować!


Korzystają też z okazji, chcę Wam życzyć Wesołych świąt! Zrobiłam już to na swoim instagramie @niedokoncakosmetycznie ale wiem, że wiele osób tutaj mnie śledzi, a nie tam dlatego też tutaj je też zamieszczam!

wtorek, grudnia 18, 2018

Blogowigilia na Zimowym Narodowym - jak było?

O blogowigili kiedyś coś gdzieś coś usłyszałam, ale nie śledziłam tak naprawdę nigdy przebiegu tego wydarzenia. Jak wiadomo mamy grudzień, idą święta więc każdy siłą rzeczy myśli o wszystkim, co z nimi związane. Pewnego wieczoru, zamiast wpisać w wyszukiwarce google trzy słowa: „przepis na makowiec”, czyli postąpić jak większość społeczeństwa przed 24 grudnia, ja napisałam blogowigilia, nie wiem, dlaczego tak po prostu to zrobiłam. Zaraz po tym znalazłam stronę internetową blogowigilia.pl, a potem jej fanpage (albo najpierw fanpage już nie pamiętam dokładnie, co mi się w wynikach pierwsze pokazało i w co kliknęłam). Przeglądnęłam posty, trochę zdjęć. Pomyślałam wtedy no świetne wydarzenie, fajnie byłoby w nim wziąć udział. Po chwili jednak dostrzegłam brak aktywności, brak nowych postów na stronie i szczerze byłam pewna, że w tym roku nie będzie blogowigili. Jak się okazało, byłam w błędzie. Dokładnie 6 grudnia dowiedziałam się, że największe w Polsce spotkanie twórców internetowych odbędzie się na Zimowym Narodowym 15 grudnia, zaskoczyło mnie to bardzo. Chciałam wziąć w nim udział i założyłam, że tak się stanie. Nie miałam jednak zielonego pojęcia czy tak naprawdę się na nim znajdę, ale jednak byłam na tym spotkaniu! Z czego niesamowicie do dziś się cieszę! Dokładnie 14 grudnia zakupiłam bilety autobusowe do Warszawy i też wtedy mniej więcej sprawdziłam trasę z punktu A do punktu B, czyli z Dworca Zachodniego do PGE Narodowy (autobus 158 i 517). Wiedziałam, że muszę sobie to jakoś rozplanować, aby zdążyć na powrotny autobus wieczorem do Nowego Sącza.


Chciałam skorzystać z kilku atrakcji i poznać nowe osoby. Udało się to wszystko połączyć! To było coś fantastycznego! W tak krótkim czasie, bo tak naprawdę w niecałe 2,5 godziny zdążyłam porozmawiać z kilkoma blogerami i bardzo miło spędzić z nimi czas. A jak do tego doszło? I to akurat dość ciekawe... Wszystko zaczęło się od mojego zakłopotania, bo po wejściu do kawiarni na Zimowym Narodowym nie wiedziałam, kto jest blogerem, a kto nie bo kawiarnia na wyłączność była dla nas zarezerwowana od 20:30, a zjawiłam się w niej kilka minut po 19. Trudno było mi osobiście to zidentyfikować, bo mało kto nosił na wierzchu blogowigilijną opaskę (swoją drogą ja też swoją miałam pod kurtką). Kiedy dostrzegłam dwie kobiety jedną w okularach z bordowymi oprawkami a drugą w czapce Św. Mikołaja, to byłam pewna, że są to blogerzy i dlatego też to z nimi pierwszymi wymieniłam kilka zdań! Jak możecie się domyślać po opisie zewnętrznego wyglądu, wtedy właśnie poznałam Ilonę i Anię, czyli organizatorki Blogowigili - tego wspaniałego wydarzenia! Po tym usiadłam przy losowo wybranym stoliku, ale nie wiedziałam, czy ktoś jest jakimś twórcą, czy też klientem kawiarni lub osobami towarzyszącymi blogerów. Jak to mówią, kto pyta, ten nie błądzi, więc wprost zapytałam, czy są blogerami, jak się okazało, kilka z nich nimi było, dzięki temu też poznałam między innymi Dorotę (nie mogłabym zapomnieć imienia, bo sama takie „noszę”).


Po rozpłaszczeniu się wstałam i zamówiłam sobie sernik orzechowy oraz ulubioną kawę latte, szybko zjadłam i udałam się na Zimowy Narodowy zrobić zaplanowane zdjęcia na karuzeli (kliknij i zobacz zdjęcie). Po powrocie było dużo więcej osób, nawet ktoś zajął „moje” krzesło, na jakim ja pozostawiłam swoje rzeczy, muszę przyznać, trochę mnie to zaskoczyło, ale było to też zrozumiałe z uwagi na ilość blogerów i nie tylko. Po krótkim namyśle postanowiłam wrócić na teren Zimowego Narodowego, przed tym jednak udało mi się jeszcze poznać dwie nowe osoby Karolinę i Jacka, a to wszystko przez to, że dostrzegłam u nich opaski blogowigilijne. Zaczęliśmy rozmawiać. Jak się później okazało Jacek mnie „wkręcił” na samym początku rozmowy, bo powiedział, że prowadzi na co dzień bloga o stylizacji paznokci, a nie o finansach, czyli tak jak jest to w rzeczywistości (szczerze uwierzyłam w to, bo wiem, że wielu mężczyzn teraz zajmuje się stylizacją paznokci zawodowo i naprawdę dobrze im to wychodzi). Chwile później wszyscy razem udaliśmy się na lodowisko. Myślałam, że nie potrafię jeździć na łyżwach, bo tak naprawdę jako nastolatka byłam tylko raz na lodowisku, a jednak byłam w błędzie, jak widać, nauka jazdy na rolkach w dzieciństwie nie poszła na marne. Nie odkryłabym jednak tego, gdybym nie poznała Karoliny - tak to ona była inicjatorem jazdy na łyżwach (to był świetny pomysł)! Za każdym razem, gdy wchodziłam do kawiarni, a to wziąć kurtkę, a to odłożyć telefon, czy też wypić szybko kawę to ludzie się zmieniali.


Naprawdę było mnóstwo osób, non stop widziałam nowe twarze - także, jeśli na kogoś popatrzyłam się dziwnie, to przepraszam, ale szczerze byłam w lekkim szoku, gdy widziałam, ciągle kogoś innego siedzącego przy stoliku, przy jakim ja jeszcze niedawno jadłam sernik (wiem, powtarzam się, ale był on przepyszny)! Mogę to porównać do takiej urokliwej krzątaniny przedświątecznej, ciągle wszyscy byli w ruchu, przez cały czas coś się działo, no dla mnie to było coś zaskakującego, ale też magicznego. Na Zimowym Narodowym świetnie się bawiłam, zjechałam dwa razy z górki lodowej, wsiadłam do kolorowego pontonu przypominającego samochód i nim jeździłam (bumper cars) wraz z Pawłem, którego poznałam poza Cafe by Segafredo. Bardzo żałowałam, że muszę wyjść chwilę po 21:20, ale niestety czas mnie „gonił” nie ubłagalnie. Przed tym jednak chciałam jeszcze złożyć zamówienie w kawiarni, nie zrobiłam tego jednak ale przez to, że stałam w kolejce do kasy, to poznałam się jeszcze z Justyną i Natalią, z którą jak się okazało od dawna obserwujemy się na instagramie! Tak to właśnie jest niby kogoś bloga czytamy niby oglądamy czyjeś filmy na youtube, a widząc się twarzą w twarz często siebie nie poznajemy (a ja myślałam, że mam dobrą pamięć do twarzy - myliłam się, jak widać bardzo). Dostrzegłam to też najbardziej, wtedy gdy przeglądałam wczoraj zdjęcia z Blogowigili 2018, które też tu zamieściłam (autorem ich nie jestem ja tylko Pani Krystyna - Okiem Krysi). Całe wydarzenie bardzo mi się podobało! Moc zabawy, atrakcji! Wielu twórców! Dla mnie było świetnie!

*Miałam dla Was nagrać film z tego wydarzenia skończyło się jednak tylko na przywitaniu - mam nadzieję, że forma tej relacji jednak przypadnie Wam do gustu!

Napiszcie też, czy chcielibyście przeczytać historie z mojej podróży do PGE - w skrócie muszę przyznać, że dużo się nabiegałam, ale o tym może opowiem Wam przy następnej okazji, jeśli oczywiście zechcecie!

poniedziałek, grudnia 10, 2018

Wstyd, strach, wstręt

Im jesteśmy starsi, tym mniej mówimy o sobie. Za wszelką cenę chcemy sami radzić sobie ze wszystkim. Często ignorujemy innych i nie słuchamy ich rad. Coraz rzadziej wyrażamy emocje, potrafimy się uśmiechać nawet, wtedy gdy mamy tragiczny dzień. Skrywamy emocje, bo nie chcemy okazać się słabsi od innych. Boimy się uzewnętrznić. Osoby umieszczające publicznie cytaty, piosenki w klimacie smutnym lub bardziej radosnym w mediach społecznościowych nie wstydzą się okazywać uczuć, są prawdziwe i szczęśliwe, bo wyrażają takie emocje, jakie czuja w danym momencie wiec jest im czego zazdrościć.


Nic nie dzieje się bez przyczyny dlatego nie można mówić, że ktoś bez namysłu coś robi, bo najpierw jest myśl potem czyn, przykładowo nie napiszemy Z na kartce papieru, jeśli przed tym, nie przypomnimy sobie, jak ono wygląda. Nie na miejscu jest zatem wyśmiewanie takich zachowań. Czy takim działaniem niektóre osoby chcą zwrócić na siebie uwagę? Możliwe, że tak, ale akurat w takim zachowaniu (dot. publikowanie cytatów na prywatnym profilu facebook) ja osobiście nie widzę nic złego. Ludzie często cierpią, bo nie chcą lub nie mogą wyrażać prawdziwych emocji. Istnieją osoby, które nauczyły się z tym żyć, ale istnieją też takie, które nie potrafią. Skrywanie emocji utwierdzanie wszystkich, że wszystko jest u nas dobrze przez lata, sprawi tylko jedno, że przez to staniemy się niestabilni emocjonalnie. Jeśli nie zszyjemy głębokiej rany zaraz po wypadku, to dojdzie do rozwoju bardzo poważnych powikłań tak samo z wyrażaniem emocji, jeśli ich nie będziemy wyrażać, to potem będziemy mieli problem ze zdrowym okazywaniem uczuć.  Smutek, radość, wstyd, strach, złość warto te emocje wyrażać prawdziwie! Jestem ciekawa, co Wy myślicie na temat tłumienia, jak i okazywania emocji!

czwartek, grudnia 06, 2018

Zmienny jak pogoda... Zapach... Lancôme, Issey Miyake, Calvin Klein...

Chwila, dzień, wspomnienie wszystko ma swój zapach. On odgrywa ważną rolę w naszym życiu, może wywołać radość, może dodać nam pewności siebie. Jest wizytówką, można się w nim zakochać lub go znienawidzić. Ulotny, a jednak tak trudny do zapomnienia.


Pożądany jak słońce, które napawa optymizmem, taki jest zapach. O każdej porze dnia może być inny. Woda toaletowa Lancôme, La vie est belle L’Éclat posiada specyficzny zapach, który mi osobiście się nie podoba, ale wiem, że istnieją wielbicielki tych perfum. Zapach tej wody jest pudrowy, w moim odczuciu ciężki, a nie lekki. Nie będzie pasował do każdego stroju.



Myślę, że spodoba się osobą używającym perfumy Dior Joy jak i Zadig & Voltaire Girls Can Do Anything. Woda perfumowana Lancôme La vie est belle charakteryzuje się słodkim zapachem, ale nie przesadnie dla mnie osobiście nie są to perfumy na co dzień, ani też do pracy tylko na jakieś okazjonalne wyjścia.


Nie będą dobrym dopełnieniem wygodnej stylizacji. Na pewno przypadną do gustu osobą lubiącym styl retro. Jest duże prawdopodobieństwo, że spodobają się kobietą używającym perfumy Giorgio Armani Si. Calvin Klein ck one to perfumy uniwersalne, lekkie z wyczuwalnymi nutami cytrusowymi, które bardzo lubię, dlatego w mojej ocenie ich zapach jest bardzo ładny.


Jeśli na co dzień ubieracie się stonowanie, nie nosicie obcasów, a ponadto lubicie sport, to będzie dla Was idealna woda toaletowa, odpowiednia na każdą porę dnia. Jest to zapach unisex, który mogą używać zarówno kobiety, jak i mężczyźni.


Te perfumy tak naprawdę można kupić każdemu, bo prawdopodobieństwo, że się nie spodobają, jest bardzo małe. Woda perfumowana Issey Miyake L´Eau d´Issey Pure Nectar według mnie posiada zapach intrygujący, słodki, kwiatowy, intensywny, ale nie nachalny.


Zagadkowy, przez miód (nuta głowy) można rzec, że w pewnym sensie apetyczny. Nie suchy. Zdecydowanie idealny na wieczór dla osób, które używają na co dzień sięgają po perfumy Giorgio Armani Acqua di Gioia.


Mam nadzieję, że ten wpis pomoże Wam w doborze perfum dla siebie lub bliskiej Wam osoby. Koniecznie dajcie znać jakich perfum używacie!