wtorek, sierpnia 28, 2018

Te matowe pomadki musisz mieć w swojej kosmetyczce!

Jeśli sięgam po pomadki to tylko matowe. Nie lubię szminek o właściwościach nawilżających, olejków do ust ani innych wynalazków, bo mam długie włosy, które potrafią przez cały czas przyklejać się do tego typu produktów na ustach. Jeśli sięgam po balsamy do ust to wyłącznie przed wykonaniem makijażu, aby nawilżyć usta (przed samą aplikacją pomadki nadmiar balsamu, który nie uległ wchłonięciu zwyczajnie usuwam).


Rozkochałam się w pomadkach matowych, ale nie wszystkich, za jedne z lepszych uważam te z Inglot (uwielbiam pomadkę w kolorze 417 - jest to kolor bardzo zbliżony do mojego koloru ust, dlatego bardzo często to ona dopełnia mój makijaż). Ostatnio skusiłam się też na pomadkę tej marki w kolorze intensywnego różu (421), sięgnęłam po nią ze względu na pracę, bo w niej muszę mieć codziennie wykonany makijaż zgodny z panującymi trendami.


Idzie jesień, więc tego typu kolory na ustach będą na pewno modne, dlatego też polecam Wam zaopatrzyć się teraz w szminkę w bardziej intensywnym kolorze. Wracając jednak do makijażu w stylu nude, jaki ja uwielbiam, z racji tego, że cenie naturalność, ostatnio bardzo polubiłam pomadkę Yves Saint Laurent w kolorze brudnego różu.


Oczarowała, mnie odcieniem, który wygląda na ustach magicznie, naturalnie, ale jednak niepowtarzalnie. Jej formuła okazała się być niezwykle lekka, gdy maluję usta tą pomadką, to mam wrażenie, jakbym pokrywała usta jakimś lakierem, który nie ma nadawać kolor ustom tylko go wydobywać, a jest całkiem odwrotnie, co jest dla mnie wielką zaletą.


Myślałam, że tylko pomadki marki Inglot o kremowej konsystencji mogą zagwarantować, wysokie krycie, że one są najlepiej napigmentowane i nie ma nic lepszego od nich (testowałam różne), a jednak myliłam się i to bardzo. Ta pomadka nie jest kompletnie wyczuwalna na ustach, nie wymaga użycia konturówki, nie zbiera się w kącikach ust, jednym słowem jest genialna.


Jej trwałość jest standardowa, będzie się pięknie utrzymywać przez większość dnia (przetrwa picie napojów, jedzenie małych przekąsek, ale jedzeniu owoców lub innych rzeczy nie sprosta tak świetnie). Będzie znikać stopniowo. Każda matowa pomadka trochę wysusza usta, więc i te to robią. Nie ma produktów do ust idealnych, ale mogą być bardzo dobre i te dwie pomadki takie są, dlatego polecam Wam je przetestować. Koniecznie dajcie znać jakich pomadek Wy używacie i jakie polecacie zakupić!

czwartek, sierpnia 23, 2018

Mieszanka kosmetyków kolorowych na tapecie!? Co myślę o kremie BB Skin79 i korektorze marki Felicea?

Już kiedyś pisałam tutaj o tym naturalnym korektorze do twarzy marki Felicea, uznałam go za jeden z lepszych, dlatego powróciłam do niego. Nie ukrywam, rozczarowałam się trochę, gdy zobaczyłam, jak ten korektor teraz się prezentuje, jego opakowanie kompletnie mi nie przypadło do gustu, skojarzyło mi się z tanimi i nic niewartymi korektorami do twarzy, które nie maskują niedoskonałości, tylko jeszcze bardziej je podkreślają.


Czy zmiana designu opakowania wpłynęła na jakość produktu? Tak i nie ale o tym za chwilę. Kolor korektora (41 - jasny piasek) niestety uległ delikatnej zmianie, kiedyś był ciemniejszy, dzięki czemu świetnie stapiał się z moją skórą, teraz jest ton jaśniejszy, co niestety sprawia, że odznacza się trochę na mojej cerze po nałożeniu.


Jego formuła też nieco uległa zmianie, nie wpłynęło to jednak negatywnie na właściwości produktu, więc nie uznaje tego za wadę. Ten korektor nadal ładnie kryje niedoskonałości (te większe również), dlatego stosuje go, gdy wykonuje makijaż biznesowy (nie jest to często).


Najlepiej wygląda pod pokładem (wtedy jego jaśniejszy odcień nie jest zauważalny). Jego trwałość jest bardzo dobra. Tak jak kiedyś uważam, że jest to korektor wart przetestowania. Myślę, że jeśli się skusze kupić go ponownie to w odcieniu ciemniejszym (42 ciepły piasek). Koniecznie napiszcie, czy testowaliście już korektory do twarzy marki Felicea! Dajcie znać, jak u Was się sprawdziły!


Pandy to dla mnie urocze zwierzęta, podobają mi się wszelkiego rodzaju akcesoria z ich wizerunkiem dlatego oczarował mnie rozjaśniający krem BB (dark panda) marki Skin79. Gdy go tylko ujrzałam, to od razu wiedziałam, że muszę stać się jego posiadaczką i tak też się stało, zakupiłam go, gdy tylko nadarzyła się taka okazja. Jego kolor po przetestowaniu na ręce w perfumerii wpadający w żółty odcień wydawał mi się idealny dla mnie, dlatego go zakupiłam. Okazało się jednak, że nie jest teraz dla mnie w stu procentach dobry. Byłby odpowiedni, ale niestety moją skórę musnęło nieco słońce. Aby móc go stosować, muszę bardzo uważać z jego ilością (dla mnie to nie problem, bo jak doskonale wiecie, ja preferuje lekki makijaż).


Przechodząc jednak do działania... Ten krem BB ładnie wyrównuje koloryt (nie jest on zdrowy, gdy nałoży się go za dużo). Trzeba aplikować go z umiarem, bo „bieli” on twarz, podobnie jak krem SPF50 firmy A-derma. Mam cerę mieszaną w kierunku suchej, więc co za tym idzie w różnych strefach „zachowuje” się ona różnie, ale po nałożeniu tego kremu BB wygląd dobrze, wydaje mi się, że ten krem BB dostosowuje się do jej potrzeb.


Myślałam, że po jego zakupie będę mogła pożegnać się z pudrem i bronzerem, ale jednak muszę ich odrobinę używać w dni pracujące. Ich ilość jest znikoma, więc nikt jej nie zauważa, jest też na tyle lekka, że czuje, że moja skóra ma się dobrze, dlatego tymczasowo taki duet stosuje na co dzień. Kiedyś myślałam, że mój podkład z Bourjois (Healthy Mix) jest lekki, bo nie stosowałam go często, gdy sięganie po niego stało się dla mnie codziennym obowiązkiem, to zaczęłam odczuwać dyskomfort, moja skóra przestała wyglądać zdrowo.


Postanowiłam znaleźć coś lżejszego od podkładu z wysokim filtrem, bo chce zachować młody wygląd na długo i mogę powiedzieć, że znalazłam. Nie jest to doskonały krem BB, ma małe wady, ale tymczasem mu je wybaczam. Będę go stosować nadal, bo jak na razie moja cera się z nim lubi. Gdy znajdę coś nowego, to oczywiście Was o tym poinformuję! Na dzień dzisiejszy uważam, że ten krem BB jest wart przetestowania.

środa, sierpnia 15, 2018

Rzuciłam palenie dzięki Marcinowi Dańcowi?!

Nie moda, nie chęć „zaimponowania” innym sprawiła, że zaczęłam palić. Sięgnęłam po papierosy, bo chciałam palić. Nie zapaliłam pierwszego papierosa w szkole, ale to w niej nauczyłam się techniki palenia. Nałogowo zaczęłam palić w bardzo młodym wieku (miałam mniej więcej 15 lat). Po kilku latach paliłam po około 15 -17 papierosów dziennie. Lubiłam palić w samotności, rano po przebudzeniu, po wypiciu kawy. W ostatniej klasie liceum zaczęło mi przeszkadzać palenie. Z roku na rok coraz więcej dostrzegałam wad palenia. Widziałam, jak przez palenie niszczy mi się skóra dłoni, jak staje się sucha (bo po każdym wypalonym papierosie myłam dłonie). Gdy zaczęłam mieć ponownie problemy z odżywianiem, to palenie też przyczyniło się do pogłębienia problemu z przebarwieniami na zębach. Rzuciłam palenie raz a skutecznie w ten sam sposób, w jaki zaczęłam palić, po prostu zdecydowałam, że nie będę palić. Nie stosowałam żadnych tabletek, pilastrów niczego. Przed podjęciem ostatecznej decyzji obejrzałam jeszcze film na youtube Marcina Dańca o tym, jak on rzucił palenie i tak 13 marca 2017 roku po treningu wypaliłam ostatniego papierosa. Doświadczyłam tego, co inni palący po rzuceniu palenia, czyli niedowierzania, bo nikt nie wierzył, że nie palę.


Znajomi wokół wychodzili z propozycją wyjścia na papierosa. Robili to specjalnie, bo chcieli podbudować się na mojej porażce. Przyzwyczaiłam się już, że ludzie czyhają na wiadomość o naszym niepowodzeniu, jak sępy na padlinę więc się tym nie przejęłam. Doskonale wiem, że jestem silniejsza od innych i nie jestem osobą uległą, jeśli podejmuje jakąś decyzje, to nie zmieniam zdania i wiedzą o tym doskonale moi bliscy. Jestem też perfekcjonistką, która jeśli płacze to nie bez powodu, jeśli mówi, co ją boli, to całą sobą wyraża emocje. Gdy podejmuje decyzje, to jej nie zmieniam, bo nigdy się nie cofam, tylko idę do przodu. Czy żałuje, że rzuciłam palenie? Nie! Szczęśliwsza, że rzuciłam palenie, nie jestem, bo jak paliłam, to nie byłam nieszczęśliwa, ale widzę inne zalety. Cieszę się na przykład, z tego, że moje natręctwo mycia rąk dzięki rzuceniu palenia nie jest tak zauważalne.


Czy rzucenia wpłynęło na mnie negatywnie? Nie byłam rozdrażniona, ale senna co nie ukrywam, utrudniało mi trochę życie, ale szybko minęło, więc nie uznaje tego za coś bardzo złego. Po rzuceniu palenia zauważyłam, że kondycja mi się bardzo poprawiła, więc też więcej zaczęłam ćwiczyć, co uznaje oczywiście za wielki plus. Gdy odstawiłam papierosy, to zaczęłam częściej pić wodę, więc tak naprawdę rzucenie palenia wyszło mi na dobre. Nie wiem, czy dzięki temu, że rzuciłam palenie przed 30, będę dłużej żyła, ale liczę, że za sprawą tego moja skóra jednak długo będzie wyglądać ładnie.


Koniecznie dajcie znać czy byliście kiedyś nałogowymi palaczami! Napiszcie, jak rzuciliście palenie! Czy pomógł Wam w tym Marcin Daniec? Czekam na Wasze komentarze!


*Słowa Marcina Dańca o rzuceniu palenia zawarte w nagraniu „Marcin Daniec o paleniu” trafiły do mnie, bo zawsze lubiłam tego satyryka i tak naprawdę to była pierwsza osoba medialna, którą zobaczyłam na żywo w wieku 6-7 lat i to z ukrycia przed już nieistniejącym klubem nocnym/restauracją World Underground w Nowym Sączu. Jak do tego doszło? To był przypadek, była noc, ja z tatą czekaliśmy w Fiacie 126p na parkingu wyżej wspomnianej restauracji na moją mamę aż wyjdzie z pracy, wypatrywaliśmy jej, a ujrzeliśmy Marcina Dańca, na porządku dziennym było, że w tym lokalu zjawiały się osoby sławne, bo właścicielem tego klubu był polski piłkarz Piotr Świerczewski, ale ja jako dziecko nigdy nie spodziewałam się, że zobaczę kogoś sławnego na żywo w takich okolicznościach. Nawet nie wiecie jak, wtedy żałowałam, że nie miałam długopisu ani kartki i nie wzięłam autografu. Do dziś pamiętam to zdarzenie i do dziś uważam Marcina Dańca za świetnego artystę kabaretowego! To taka ciekawostka z mojego życia, jeśli chcielibyście kiedyś przeczytać inne, to napiszcie pod tym postem!


Rzuciłam palenie w jeden dzień jak Marcin Daniec, bo tak zdecydowałam! Wy też tak możecie - zapamiętajcie!


Zachęcam do obejrzenia nagrania, o jakim wspominałam tutaj: https://bit.ly/2MqtCXx

sobota, sierpnia 11, 2018

Słów kilka o pudrze mozaikowym marki Couleur Caramel i lekkim podkładzie firmy Artistry!

Od kiedy pamiętam, nie chętnie sięgałam po pudry mozaikowe, bo bałam się, że użycie ich sprawi, że mój makijaż będzie wyglądał nienaturalnie. Moje myślenie było błędne, a uświadomiłam sobie to dopiero, wtedy gdy zobaczyłam, jak wygląda taki kosmetyk na skórze. 


Byłam pod wielkim wrażeniem tego, jak prezentuje się Diorskin Mineral Nude Bronze dlatego jak najszybciej chciałam wypróbować podobny bronzer marki COULEUR CARAMEL. Po przeprowadzonym teście muszę przyznać, że ten puder brązujący może godnie zastępować róż.


Myślę, że równie świetnie się sprawdzi do ocieplenia/opalenia twarzy. Można też nim ładnie uwydatnić kości policzkowe.


Nie da się z nim raczej przesadzić, bo ma bardzo delikatny kolor. Nie charakteryzuje się wysoką pigmentacją, ale mi to też zbytnio nie przeszkadza.


Jego odcień jest ciepły, dlatego też nie u każdego się sprawdzi. Łatwo się go rozciera, nieźle współgra z rozświetlaczem. Ogólnie oceniam go dobrze i myślę, że jeszcze teraz latem po niego będę sięgać.


Nie chętnie testuje podkłady, ale z racji tego, że jednak otrzymałam w prezencie podkład w płynie ARTISTRY HYDRA-V™ to postanowiłam się przełamać i go wypróbować. Gdy pierwszy raz nałożyłam go na skórę, to wydał mi się za ciemny, za drugim razem już mi się spodobał, przy kolejnych aplikacjach różnie bywało. Cenie sobie naturalne wykończenie, nie lubię mocno kryjących podkładów, ale ten niestety nie maskował większych niedoskonałości. 


Nie uznaje tego za wadę, bo producent informuje o tym, że podkład jest ultralekki. Jest to produkt, który wymaga bardzo dokładnej aplikacji, bo w innym przypadku pozostawiał smugi. Najlepiej wygląda przypudrowany pudrem w żółtym kolorze firmy Inglot, który neutralizuje jego pomarańczowe tony. Jeśli ten podkład jest kosmetykiem bazowym, który ma ujednolicać cerę, to nałożony w późniejszych krokach bronzer niestety nie najlepiej prezentuje się na twarzy. 


Zapewnia ładny efekt rozświetlenia. Nie pogarsza stanu cery (nie przesusza jej). Chwilowo przestałam go używać, bo powróciłam do mojego ulubionego podkładu marki Bourjois, który jest równie lekki, ale zapewnia lepsze krycie. Nie wiem, czy jeszcze do niego powrócę, na pewno chciałabym zużyć jego opakowanie. Myślę, że genialnie mógłby się sprawdzić u osób, które na co dzień stosują bardzo lekkie kremy bb lub cc. 


Koniecznie dajcie znać czy znać, czy znacie produkty marki ARTISTRY! Napiszcie też, co myślicie o pudrach typu mozaika!

poniedziałek, sierpnia 06, 2018

Gdzie zoorganizować spotkanie integracyjne?

Podjęcie pracy, rozpoczęcie studiów, to zawsze łączy się ze zmianą otoczenia. Ja bardzo lubię poznawać nowe osoby. W dzisiejszych czasach zapominamy, by dbać o dobre relacje z ludźmi. Przy codziennych obowiązkach często nikt nie mam czasu na spokojną rozmowę. Gdy jednak znajdziemy chwile na spotkanie, to zazwyczaj ze znajomymi udajemy się do kawiarni. W mniejszych miastach jak Nowy Sącz, w jakim mieszkam, takie miejsca nie są zatłoczone, gorzej jest w byłej stolicy Polski, czyli Krakowie. Nie lubię huku, dlatego też przebywanie ze znajomymi w miejscach (lokalach) gdzie jest sporo ludzi, nie jest dla mnie przyjemne. Choć jestem osobą energiczną, to zdecydowanie wolę spokój podczas spotkań.


Gdy jestem sama, to duża ilość osób w danym miejscu mi nie przeszkadza, inaczej jest, gdy jestem z kimś, bo wtedy chce się skupić na rozmowie, kogoś wysłuchać. Jak wiecie uczestniczyłam w wielu spotkaniach blogrskich i najlepiej wspominam te organizowane w miejscach, gdzie nie ma tłumów ludzi lub salach konferencyjnych (na stronie omnioffice.pl znajdziecie więcej informacji na temat wynajmu tego typu sal). Nie lubię ścisku, chce podczas jakichkolwiek spotkań integracyjnych czy też warsztatów chce czuć się swobodnie. Wole udać się z nowo poznanymi znajomym na kawę w jakieś ustronne miejsce niż obleganą przez mnóstwo ludzi restauracje. W moim mieście jest sporo kawiarni, jeśli dziś miałabym wskazać tą, do jakiej najchętniej bym się udała w najbliższym czasie, to na pewno padłoby na Kawiarnie w Galerii BWA Sokół w Nowym Sączu (Klub Sztuki). Dlaczego? Bo tam panuje cisza i co najważniejsze jest balkon, na jakim w odosobnieniu można wypić w wieczornych, jak i porannych godzinach aromatyczną kawę.


Koniecznie dajcie znać, jakie Wy miejsca lubicie. Napiszcie też co myślicie o organizowaniu spotkań blogerskich/integracyjnych w salach konferencyjnych.

czwartek, sierpnia 02, 2018

Nie rozumiem tego sportu...

Sport to zdrowie, temu nie da się zaprzeczyć. Mnie osobiście wykonanie treningu poprawia nastrój i otwiera umysł, sprawia, że mam więcej pomysłów na wpisy na bloga. Nawet wczoraj, gdy naprawdę byłam zmęczona, zrezygnowana i pod koniec dnia znudzona to zajęcia fitness sprawiły, że wróciłam do żywych. Kiedyś lubiłam treningi wytrzymałościowe od niedawna wolę siłowe. Sporty ekstremalne też mi się podobają, gdybym miała możliwość, to pewnie bym je uprawiała przez cały czas, bo uwielbiam odczuwać strach i przeżywać niesamowite emocje. Sporty wodne tak jak akrobatyka zawsze budziły we mnie podziw, najbardziej imponował mi taniec w powietrzu i surfowanie. Uwielbiam Johnny Depp'a dlatego też nie zdziwi Was, że pływanie na wodzie również w pewnym sensie mnie kiedyś zainteresowało.


Zresztą kto kiedyś nie marzył o podróży statkiem? Chyba nikt! Ale jeśli bym mogła, to chciałabym kiedyś zobaczyć, jak wygląda w rzeczywistości żeglarstwo jachtowe, oczywiście na wodzie nie lodzie, bo takie również można wykonywać. Lubie uczyć się nowych rzeczy, dlatego zastanawiam się aktualnie nad nauką pływania. Zabrzmi to może dziwnie, ale też kiedyś przeszło mi przez myśl, aby spróbować swoich sił w kick-boxingu, jeszcze nie wykupiłam karnetu do żadnego centrum sportów walki, ale może kiedyś, czas pokaże. Sport, którego nie do końca rozumiem to sumo, zapasy mi nie imponują, bardziej przerażają. Akceptuje wykonywanie tego japońskiego sportu w strojach dmuchanych, bo nie wygląda to odrażająco jak w przypadku standardowych zawodów sumo. A Wy jaki rodzaj sportu lubicie? Co myślicie o sumo? Koniecznie dajcie znać!

Potrzebujecie akcesoria do żagli? Chcecie poczuć się jak prawdziwi żeglarze w czapce żeglarskiej? A może po prostu chcecie zakupić nowe narty wodne? Jeśli na któreś z tych pytań odpowiedzieliście twierdząco to koniecznie zajrzyjcie na stronę sklepu internetowego aqua-sport.com.pl, który jest importerem osprzętu do łodzi żaglowych i motorowych.

środa, sierpnia 01, 2018

Znalazłam sposób na puszące się włosy!

Pewien czas temu na moim instagram informowałam Was, że zostałam jedną z 10 ambasadorek marki Paul Mitchell, wtedy już zdradziłam Wam, że w związku z tym, będziecie mogli się spodziewać na moim blogu wielu wpisów na temat pielęgnacji włosów. Dziś przygotowałam dla Was recenzje serii produktów do włosów grubych, puszących się, czyli takich, jakie mam ja. Jeśli jesteście ciekawi, jak się u mnie sprawdziły, to zapraszam do dalszej lektury!


Zacznę od serum, bo je jako pierwsze przetestowała. Muszę przyznać, że mocno mnie zaskoczyło. Nie wierzyłam, że ono faktycznie przyspieszy suszenie mokrych włosów, a jednak myliłam się i to bardzo, bo jednak po jego użyciu nie musiałam spędzać 10 minut na stylizacji włosów. 


Domyślałam się, że po jego użyciu moje włosy będą gładkie, bo praktycznie każde serum w ten sposób wpływa na włosy, ale nie sądziłam, że staną się tak lekkie. Dzięki niemu mogłam w końcu zapomnieć o puszeniu się włosów. Po jego zastosowaniu wieczorem na mokre włosy, rano nie miałam też większego problemu z pofalowanymi włosami i ich późniejszym układaniem.


Sądziłam, że nie wpłynie na średnice włosa, okazało się jednak inaczej, co oczywiście sprawiło, że jeszcze bardziej się z nim zaprzyjaźniłam. Jego owocowy, nienachalny zapach i lekka konsystencje już na samym początku przypadła mi do gustu dlatego z przyjemnością sięgałam po to serum. Myślę, że jest to produkt wart wypróbowania!l


Przechodząc jednak do recenzji szamponu wygładzająco-zmiękczającego i odżywki marki Paul Mitchell z serii Super Skinny, to muszę już na wstępie przyznać, że oba produkty posiadają ładny zapach, który dugo utrzymuje się na włosach. Konsystencja szamponu, jak i odżywki jest odpowiednio gęsta, przez co stosowanie tych kosmetyków przebiega bezproblemowo.


Szampon pieni się dobrze, a nawet bym powiedziała, że świetnie dlatego już jego niewielka ilość wystarczy na umycie włosów. Oba produkty (o ile nie zaaplikuje się ich za dużo) łatwo zmyć z włosów. Nie używałam ich osobno tylko w duecie, aby móc sprawdzić, czy faktycznie wpłyną na zmniejszenie objętości moich włosów.


Nie wiem, czy Was zaskoczę, ale naprawdę sprawiają, że włosy wydają się cieńsze (są bardziej „przyległe”), nie jest to tak spektakularny efekt, jak po użyciu serum z tej linii, ale jednak jest zauważalny. Włosy po ich zastosowaniu są zdecydowanie bardziej gładkie i wyglądają zdrowo (są „lejące”).


Szampon tak jak zapewnia producent, dokładnie myje włosy. Nie zauważyłam, aby odżywka w jakiś szczególny sposób ułatwiała rozczesywanie włosów, ale też nie uprzykrzyła tego procesu.


Co do przyspieszania suszenia włosów, to akurat ten duet w bardzo małym, a nawet wręcz nikłym stopniu na to wpływa, nie jest to jednak dla mnie wielką wadą, bo jak wspomniałam wcześniej, znalazłam już produkt, który ułatwia mi tę czynność.


Z szamponu i odżywki jestem zadowolona, bo nie obciążają moich włosów, jakościowo mogę je porównać to kosmetyków Toni&Guy, bo gwarantują podobne działanie. Zdecydowanie polecam wypróbować te kosmetyki wszystkim a w szczególnoci osobą, które mają problem z okiełznaniem swoich włosów.

Koniecznie dajcie znać czy używaliście już produktów marki Paull Michell! Jeśli chcecie oczywiście skorzystacie z powyższego kodu rabatowego na zakupy w sklepie internetowym miastowlosow.pl