piątek, kwietnia 27, 2018

Lombard - czyli jak zamieniłam starą biżuterię na nową!

Na pewno wiele z Was ma biżuterię, której nie zakłada, tylko trzyma w szkatułce. Ja też byłam dotąd taką osobą, miałam sporo biżuterii, ale się to zmieniło. Kiedyś uwielbiałam nosić ze sobą sporą ilość biżuterii jednocześnie. Gdy zakładałam pierścionki to koniecznie wszystkie i tak samo było z łańcuszkami. Na domiar złego nie nosiłam delikatnych naszyjników, tylko te bardziej masywne i jeszcze oczywiście w komplecie z takimi samymi bransoletkami, jak się możecie domyślać, nie wyglądało to najlepiej, ale wtedy mi się to podobało. Dziś, jeśli sięgam po biżuterie to tylko po jeden jej rodzaj, gdy zakładam bransoletkę to tylko nią i nic więcej, tak samo jest w przypadku naszyjnika. Pewnego dnia zapragnęłam zakupić nowy naszyjnik niesrebrny tylko złoty, o jakim napisałam przy okazji publikacji posta pt. Złota biżuteria firmy Apart. I tak, gdy coraz dłużej przeglądałam internet, to pomyślałam, że chciałabym trochę bardziej pozmieniać biżuterie. Wtedy wpadłam na pomysł, żeby zwyczajnie biżuterię, której nie nosze sprzedać i tym samym kupić za nią nowa, która mi się teraz spodobała. Jak doskonale wiecie, sprzedaż używanej biżuterii u jubilera jest komplet nieopłacalna, dlatego też postanowiłam, że spróbuje ją sprzedać w innym miejscu, początkowo chciałam zamieścić ogłoszenie sprzedażowe na internecie, ale szybko z tego pomysłu zrezygnowałam, gdyż zależało mi na szybkiej sprzedaży. Wpadłam na pomysł, że udam się do lombardu, domyślam się, co teraz pomyślicie, że to raczej miejsce dla osób, które, zmagają się z kłopotami finansowymi, długami. Nawet od kilku osób usłyszałam, że nigdy by nie weszły do lombardu, bo kojarzy im się to miejsce z „osobami spod ciemnej gwiazdy”, ale czy tak naprawdę jest? Tego nie wiem, opowiem Wam, jak to wyglądało z mojej perspektywy.


Gdy udałam się po raz pierwszy do jednego z lombardów, za nim zaczęłam negocjować cenę za moją biżuterię, to ją cała wyłożyłam na ladę i trochę o niej opowiedziałam. Cenę, jaką usłyszałam nie była dla mnie zadowalająca, wiec zaczęłam negocjować, gdy już prawie chciałam odebrać biżuterię, bo jednak chciałam uzyskać wyższą sumę, nagle usłyszałam, że jednak mogę otrzymać, tyle ile chcę pieniędzy. Wtedy byłam zadowolona, bo uzyskałam kwotę, jaką chciałam, ale teraz już wiem, że mogłam uzyskać nawet wyższą kwotę. W jaki sposób? Otóż moi drodzy, gdy kolejny raz naszła mnie ochota na wymianę kolejnej biżuterii, już wiedziałam jak się zachować co zrobić, aby uzyskać jak najlepszą cenę za swoja używaną, ale jednak w świetnym stanie biżuterię. Po pierwsze postanowiłam najpierw negocjować cenę jednej rzeczy, po jej osiągnięciu zaproponować coś jeszcze, aby podbić cenę. Niestety nie wyszło mi to w jednym z lombardów, dlatego też udałam się do innego i tam uzyskałam taką kwotę, jaką chciałam, co oczywiście mnie niezmiernie ucieszyło. Zastanawiacie się pewnie czy było trudno negocjować, łatwo nie było, ale najważniejsze to się nie poddawać, bo tak naprawdę osoby pracujące w lombardach mają za zadanie kupić coś najtaniej, a tak przecież nie musi być, bo cena zaniżona o mniej niż połowę, tak czy siak, pozwoli zarobić właścicielowi, dlatego nie dajcie się nabrać na słowa i tu cytuje: „ale ja na tym nie zarobię”. Jeżeli kiedyś, tak jak ja niedawno wybierzecie się do lombardu sprzedać biżuterie, bo tam nie tylko się coś zastawia, to pamiętajcie, aby przed pójściem tam zabrać ze sobą dowód osobisty, bo będzie on potrzebny do sporządzenia umowy sprzedaży. Przed udaniem się do takiego miejsca polecam Wam też przejrzeć internet w celu sprawdzenia cen orientacyjnych używanej rzeczy, jaka chcecie sprzedać, aby nie wyjść na tym, jak „Zabłocki na mydle”. Koniecznie dajcie znać czy kiedyś w takim miejscu byliście i udało wam się uzyskać fajną kwotę za dawno nienoszona biżuterię. :)

poniedziałek, kwietnia 23, 2018

Mój pierwszy raz - IV edycja konferencji Meet Beauty

W konferencji Meet Beauty chciałam uczestniczyć już podczas 1 edycji potem 3 jednak nigdy mi to nie wyszło, zawsze kończyło się na tym, że musiałam jednak zrezygnować z uczestnictwa w tym wydarzeniu. W tym roku postanowiłam, że się jednak wybiorę na ten event i tak się stało, bo byłam jedną z uczestniczek tegorocznego spotkania Meet Beauty. Aby 21 kwietnia być ranem w Warszawie, musiałam wyjechać z Nowego Sącza o 23:20, brak snu bardzo wdał mi się we znaki, po 7-godzinnej podróży od razu udałam się do hotelu Lord, tam spotkałam Igę, która tak jak ja pewien czas temu zaczęła poruszać tematy lifestylowe na blogu. 


Po krótkiej rozmowie opuściłyśmy hotel i udałyśmy się na kawę. Tak naprawdę byłyśmy pierwszymi uczestniczkami, dzięki czemu przed rozpoczęciem mogłyśmy wykonać pamiątkowe zdjęcia, co oczywiście uczyniłyśmy. Więcej osób w tym PatrycjaAgataAniaKinga, Justyna z jakimi miałam pierwszy raz okazje wymienić kilka słów, pojawiły się w hotelu miedzy godzina 8 a 9.Oficjalne rozpoczęcie nastąpiło o 10. 


Przed nim jednak miałam okazje skorzystać z badania na stoisku marki EVA, jaką poznałam bardzo dawno poprzez linie kosmetyków Herbal Garden, muszę przyznać, że mocno się zdziwiłam, bo już kiedyś miałam wykonywaną komputerową analizę skóry i jednoznacznie wyszło, że mam cerę mieszaną. Chwile po 10 udałam się na warsztaty Anabelle Minerals, nie skorzystałam z nich w pełni, bo miedzy czasie musiałam się zakwaterować, dlatego tez najmniej wzbogaciłam wiedzę na temat całej marki i kosmetyków.                                 


Wiedziałam, że mogę mieć nie lada problem z wyżywieniem w tym miejscu, dlatego postanowiłam opuścić hotel i udać się do pobliskiego dyskontu na zakupy spożywcze, gdy to zrobiłam, wróciłam na poziom -1 gdzie znajdowały się stoiska różnych firm kosmetycznych i przebywali blogerzy (AniaGosiaDaria, Kasia, Magda). Szybko udało  mi się odnaleźć znajome osoby i troszkę porozmawiać. Miedzy czasie też wzięłam udział w konkursie, dzięki czemu wygrałam olejek do twarzy. 


Po 15 stawiłam się na warsztatach Neness, sporo na nich się dowiedziałam nie tylko o bazie peel off, ale też marce, bo mimo że używałam już jej produktów, to jednak niektóre informacje okazały się dla mnie nowe. Po tym wykładzie, na jakim „skromnie mówiąc”, doskonale przeprowadziłam test ściągania hybrydy ze wzornika, wróciłam do pokoju hotelowego posilić się i odpocząć.


Następnego dnia obudziłam się przed 6, po śniadaniu postanowiłam tylko odpoczywać i czekać do 10, aby się udać na wykłady i móc na nich dowiedzieć się najwięcej o firmie Natura Siberica. Po ich zakończeniu już poszłam się spakować. O 14 uczestniczyłam w wykładach marki Tołpa, które bardzo mi się spodobały. 


Chciałam, aby ktoś wykonał mi makijaż, dlatego też udałam się na stoisko Pierre René, niestety nie było wizażysty, oczywiście mogłam wybrać 1 produkt, jakim sama na przykład nadałabym swojemu spojrzeniu wyrazistości, ale szybko zrezygnowałam z tego pomysłu, bo potem już nie wykonałabym makijażu twarzy w tym miejscu. 


Niezastanawiając się długo udałam się do punktu Anabel Minerals i ciesze się, że to zrobiłam, bo dzięki temu na własnej skórze przekonałam się jak te kosmetyki działają i zyskałam piękny makijaż co oczywiście zrekompensowało mi wczorajsze 15 minutowe opuszczenie wykładów o makijażu mineralnym. 


Potem z Anią i Kingą udałyśmy się na lunch do hotelowej restauracji, z czego ja niestety niezbyt skorzystałam, zakładałam, że tak będzie wiec też nie kryłam zbytniego rozczarowania, gdy dowiedziałam się, że do stworzenia dania wegańskiego nie ma nic konkretnego. Chwile przed zakończeniem konferencji udałam się na stoisko Efektimy , tam dowiedziałam się, że peeling, który od początku budził moje zainteresowanie, niestety występuje tylko w jednej wersji. 


Miałam uczestniczyć tylko w 3 zapisowych warsztatach, a uczestniczyłam w 4, stało się tak, bo zwolniło się miejsce, wiec automatycznie weszłam na listę uczestników warsztatów Pierre René i tym samym miałam okazje spróbować swoich sil w zdobieniu paznokci. Po zakończeniu eventu, grupowym zdjęciu w sali głównej, wszyscy zaczęli się żegnać i tak hotel zaczął pustoszeć. 


Nie zabłądziłam, trafiłam na dworzec nie taksówką z dość specyficznym kierowca, jak to było w dniu przyjazdu, lecz samochodem z Anią-dziękuje raz jeszcze za dotransportowanie mnie w całości do tego miejsca. Do domu dotarłam po 1 zmęczona, ale jednak zadowolona, bo w końcu uczestniczyłam w wydarzeniu, którego rzeczywisty przebieg od dawna mnie interesował. 

*Koniecznie dajcie znać jak Wam się podobała ta edycja Meet Beauty. Jeśli uczestniczyliście we wcześniejszych, to dajcie znać, która według Was była najlepsza. Napiszcie też, czy będziecie brać udział w kolejnych tego typu wydarzeniach w przyszłości.

wtorek, kwietnia 17, 2018

Nawilżający krem Hydratime marki Synchroline odpowiedni nie tylko dla skóry suchej!

Niedawno mogliście przeczytać na moim blogu o preparacie do skóry wokół oczu i ust TERPROLINE eyes & lips, dziś dalej pozostanę w tematyce pielęgnacji skóry twarzy i przedstawię Wam nawilżający krem na dzień do skóry suchej marki Synchroline.


Już na wstępie mogę Wam zdradzić, że jak większość dobrych kremów nawilżających, posiada gęstą konsystencję, która świetnie się rozprowadza na uprzednio oczyszczonej skórze twarzy i szybko wchłania.


Pozostawia po sobie delikatny film ochronny. Świetnie nawilża skórę twarzy. Lubie po niego sięgać nie tylko ze względu na jego formułe, ale też zapach, który jest bardzo neutralny, klasyczny co sprawia, że jego aplikacja jest niezwykle przyjemna. Po jego użyciu cera jest mekką, zdecydowanie milsza w dotyku.


Od kiedy go stosuje, nigdy nie miałam problemu z większą ilością niedoskonałości na twarzy, co oczywiście uznaje za zaletę, bo mam cerę mieszaną. Chętnie sięgam po niego przed nałożeniem pokładu, bo on genialnie spełnia się w roli bazy po makijaż (nie wypływa negatywnie na jego trwałość). Muszę przyznać, że polubiłam ten krem, nie mam do niego żadnych zastrzeżeń, dlatego polecam Wam go wypróbować.

Koniecznie dajcie znać czy używaliście tego kremu i jak się u Was sprawdził.

wtorek, kwietnia 10, 2018

Preparat do skóry wokół oczu i ust marki Synchroline - wart zakupu?

Markę Synchroline poznałam dość dawno, z tego, co pamiętam to za sprawą kosmetyku do pielęgnacji skóry twarzy. Dłuższy czas nie sięgałam po żadne produkty tej firmy. Nie sprawdzałam też oferty, nowości. W lutym trafiły jednak do mnie dwa produkty tej marki w tym poniższy krem TERPROLINE eyes & lips.



Mimo, że jest to preparat dwa w jednym, stosowałam go wyłącznie pod oczy. Zakładałam, że jego konsystencja będzie gęsta, a okazała się być bardzo lekka, półpłynna o lekko białym zabarwieniu. Nie lubię kosmetyków pod oczy w formie żelu ani serum, bo one w wielu przypadkach nie gwarantują dobrego nawilżania.


Ten produkt jest czymś pomiędzy serum a żelem po oczy. Pod makijażem sprawdza się świetnie, korektor się nie roluje, nie traci trwałości, ale jako stricte krem pod oczy na dzień czy też na noc niestety nie zdaje egzaminu. Skóra po jego użyciu jest miękka, gładka, wygląda dobrze, ale nie doskonale jak po użyciu treściwego kremu.


Dla wielu osób będzie plusem, że ten produkt wchłania się w mgnieniu oka, dla mnie byłby to atut, ale nie w tym przypadku, bo wolałabym, aby ten preparat był bardziej bogaty, po jakiego użyciu nie trzeba byłoby sięgać po krem pod oczy.


 Na pewno jest to ciekawy kosmetyk, myślę, że znajdzie wielu zwolenników, zwłaszcza u kobiet, które na co dzień wykonują makijaż. Ciesze się, że sprawdziłam działanie tego kremu, bo dzięki temu już wiem, jak się sprawdza i jakim osobą będę mogła go polecić.


 Koniecznie dajcie znać czy używałyście tego prepartu i jak wypadł w waszych testach. Napiszcie też jakie produkty pod oczy Wy lubicie i każdego dnia zarówno rano, jak i wieczorem.

czwartek, kwietnia 05, 2018

Sztyblety marki Timberland i trampki firmy Converse pod lupą

Sztyblety ten typ obuwia zawsze mi się podobał, miałam jednak z nim nie lada problem, bo modele, jakie mierzyłam, a potem posiadałam, nie wyglądały korzystnie na moich stopach. Buty marki Timberland zawsze mi się podobały, dlatego od dawna chciałam stać się ich posiadaczką, stało się tak, że do mnie trafiły. Przed „wrzuceniem” ich do wirtualnego koszyka sklepu internetowego footway.pl, nie sprawdzałam, z jakiego rodzaju skóry są wykonane, bo szczerze mówiąc, wtedy nie miało to dla mnie większego znaczenia, bo bardziej zależało mi na kolorze butów.



Zamówiłam je 16 marca, a otrzymałam 19, co bardzo mnie zdziwiło, ze względu na lokalizacje magazynu sklepu, w jakim wybrałam buty (Szwecja). Myślałam, że buty, jakie zamówiłam, za niedługo będę mogla nosić, tak moi drodzy byłam jedna z tych osób, która liczyła na piękną pogodę ze względu na nadejście kalendarzowej Wiosny, a jednak myliłam się, bo jak wszyscy wiedzą, w tym czasie mogliśmy się cieszyć nie słońcem a śniegiem. 


I tak buty sobie czekały. Niestety już na początku ich wykonanie nie do końca mi się spodobało, bo buty co można zauważyć już na powyższym zdjęciu, posiadają defekty w postaci zarysowań, miejscowo też skóra była wytarta i ciemniejsza. Pomyślałam jednak, że no trudno niech zostaną, bo po pierwsze aż tak bardzo to się nie rzuca w oczy, a po drugie sama nie dopytałam, z jakiego materiału zewnętrznego są wykonane (typ, gatunek itp.).


Model mi się bardzo spodobał i zakładałam, że moja stopa będzie wyglądać w nich świetnie i tak się stało, gdy pierwszy raz je założyłam, to już wiedziałam, że to są buty dla mnie idealne. Już pierwszego dnia bardzo komfortowo mi się w nich chodziło. Muszę przyznać, że nie banalnie dopełniały moją stylizację i pewnie też tak będzie za każdym razem, gdy je założę.


Trochę mnie zirytowała informacja, jaką znalazłam na butach, bo z założenia są to buty UNISEX (męskie, damskie), a ja na metce w środku ujrzałam napis BOYS sugerujący, że buty są chłopięce, nie wiem, czy to pomyłka producenta, czy celowo ktoś nie umieścił takiej informacji na stronie footway.pl, aby buty w rozmiarze 36,37,38 szybko znalazły nabywców wśród damskiej części, niemniej jednak mnie się to nie spodobało.


Dominujące detale, wytłaczane logo na skórze i to wygrawerowane na metalowym elemencie bardzo mi przypadło do gustu. Buty jak na razie oceniam dobrze, ale nie wspaniale, czyli tak jakbym tego chciała. Trampki firmy Converse to kultowe buty, jakie mają mnóstwo zwolenników, jak i przeciwników, ja od prawie roku należę do tej pierwszej grupy dlatego kilka miesięcy temu postanowiłam, że gdy skończy się zima, to zaopatrzę się w kolejną parę tych butów.


Zdecydowałam, się na trampki w kolorze bordowym, bo posiadaczką takich butów była i jest moja siostra, więc byłam pewna, że będą identyczne, a jednak ich kolor okazał się być inny bardziej intensywny, byłam trochę zawiedziona tym faktem, ale cóż, nie sprawdziłam modelu, więc to też zaważyło na tym, jakie buty otrzymałam.


Byłam już posiadaczką trampek tej firmy, dlatego byłam przygotowana na to, że, te buty będę musiała „rozchodzić” i nastawić się, że obetrą stopy podczas pierwszego spaceru, a jednak tak się nie stało. Tym razem nie musiałam ich znienawidzić, żeby je „pokochać”, bo ten model okazał się być niebiańsko wygodny. Już któryś raz z kolei muszę przyznać, że są to genialne buty na cieplejsze dni, pasują praktycznie do wszystkiego, dlatego je tak bardzo lubię i je Wam polecam. Koniecznie dajcie znać jakie buty lubicie nosić wiosną. Napiszcie też, czy byłyście lub jesteście posiadaczami obuwia, jakie tutaj Wam zaprezentowałam.